Zespół

Mont Blanc de Tacul 4248 m

Jadąc mieliśmy ambitny plan wejścia na Mont Blanc drogą 3M czyli trawersem 3 szczytów Mont Blanc du Tacul (4248m), Mont Maudit (4465m) i Mont Blanc (4809m). W schronisku dowiadujemy się, że w tym roku nie jest to wykonalne ze względu na wielką szczelinę, która otworzyła się pod Mont Maudit. Postanawiamy jednak nocą spróbować wejść chociaż na Mont Blanc du Tacul, szczyt tak dobrze widoczny z tarasu schroniska.

Mont Blanc du Tacul widziany z tarasu Refuge de Cosmiques

Postanawia się do mnie i Przemka dołączyć Zuza, Anka nie ma ochoty na żadne dalsze przygody.

12 sierpnia 2020

Pobudka o północy i niedługo potem jesteśmy już w drodze. Najpierw zejście na lodowiec z grani Cosmiques na której oparte jest schronisko, potem fragment praktycznie płaskiego lodowca aż do stóp Mont Blanc du Tacul. Odnajdujemy wydeptaną w śniegu ścieżkę i zaczynamy piąć się ostro pod górę. Jest ciemno i widzimy jedynie to co wyłuskują z mroku nasze czołówki. Ścieżką przechodzi w trawers stromego stoku, trzeba być bardzo ostrożnym, jak ktoś spadnie pewnie pociągnie resztę. Może nie jest to śmiertelne niebezpieczeństwo, ale zapewne można się połamać pędząc stromy, śnieżnym stokiem do podnóża góry. Trawers doprowadza nas do miejsc gdzie chyba niedawno spadł serak. Wypłaszczenie pokryte jest, jak się zdaje, dość świeżym, rozrzuconym śniegiem. Jakby upadła tu jakaś ogromna kula śnieżna. Właściwym kierunkiem wydaje się droga w prawo, jest jakby trochę śladów.

Idziemy długo wzdłuż olbrzymiej szczeliny. Na początku wydaje się, że to właściwa droga widać wyraźne ślady. Niestety po kilkunastu minutach marszu ślad urywa się na krawędzi szczeliny. Pozostaje zawrócić. Wracamy do rozbitego seraka i ruszamy w odwrotnym kierunku. Tu ścieżka urwana jest niewielką szczelina, dlatego w pierwszej chwili nie rozważaliśmy tej opcji. Szczelinka nie jest szeroka i wydaje się, że  za nią ślady ciągną się dalej. Duży krok wystarczy aby pokonać szczelinę. Ścieżka wiedzie rodzajem lodowej rampy pomiędzy dwoma szczelinami. Nie wygląda to najciekawiej. Rampę kończy kolejna szczelina za nia jakby kocioł.  Stąd już nie bardzo wiadomo w którą stronę iść. W tych ciemnościach nasze czołówki ledwie liżą otaczające nas zbocza kotła. Próbujemy na chybił trafił iść w jakimś kierunku, ale po kilku nieudanych próbach decydujemy się zawrócić. Nie ma co ryzykować. Powrót przez rampę jest ponownie zródłem stresu. Potem znana już droga tym razem w dół. 

Po drodze spotyka nas niespodzianka. Schodząc trafiamy na czoło polskiej grupy jak się okazuje około 8 osób, związanych w jeden zespół. Oni też atakują Tacul-a. Rozmawiamy chwilę z przewodnikiem grupy. Zdajemy mu relacje z tego co widzieliśmy i jakie są warunki. Życzymy powodzenia i żegnamy się. Mijamy po kolei związanych w olbrzymia stonogę ludzi. Są w rożny wieku, zarówno kobiety jak i mężczyźni. Jedni maja bardziej, drudzy mniej pewny wyraz twarzy. Pytają nas z większym lub mniejszym przejęciem jak wyglądają warunki powyżej. Staramy się być szczerzy zarazem za bardzo ich nie strasząc. 

Bajkowe widoki

Sprawnie docieramy do schroniska. Nie chce nam się spać. Adrenalina jeszcze buzuje w żyłach a do tego powoli zaczyna świtać i jutrzenka wycina z ciemności ostre zarysy okolicznych grani. Piękny spektakl. Drugim aktorem jest nasza znajoma stonoga. Obserwujemy rząd światełek dobrze widoczny na zboczu Tacula. Oni też nie wiedzą którędy iść. Widać że podchodzą w jednym kierunku żeby po chwili zawrócić i próbować innej drogi. I tak w kółko. Trudno nam sobie wyobrazic jak tak duży zespół funkcjonuje w takiej sytuacji. Te ich próby muszą być na prawdę męczące, ale świetlista dżownica nie daje za wygraną.

Boczek Aiguille du Midi

MY zbieramy się do środka i próbujemy spać. 

Spotykamy ich w ciągu dnia w schronisku, nie zdobyli szczytu i tak jak się spodziewaliśmy są mocno zmęczeni. My po południu ruszamy z powrotem do Chamonix.