Strefa komfortu

Zawrat 2159 m

Nie moglem zasnąć. Obracalem sie z boku na bok a w głowie wirowały myśli. Jutro znowu to spotkanie. Bedzie ze 20 osob. Dyrektorzy z regionu, ze strefy inwestycyjnej. Ludzie z merostwa, architekci z drugiego biura. Ja bede po raz kolejny prezentować i potencjalnie musial bronic projektu do ktorego nie mam przekonania. Scisk w żołądku. Stres. Bezsenności.

Slady na sniegu nagle sie skonczyly. Bylo ciemno, mgła nie ustepowala, a na dodatek od godziny padal snieg. Dochodziła osiemnasta, co oznaczalo ze od 12 godzin bylem w drodze z czego do przynejmniej 10 godzin brnalem we mgle. Bylem gdzies w Dolinie Pieciu Stawow i wlasnie po raz drugi tego dnia sie zgubilem.

6:04

Wysiadlem z Flixbusa na dworcu w Zakopanem. Stylizowany zegar masywnymi wskazuwkami komunikowal godzine 6:04 rano. Byl 6 lutego i bylo jeszcze ciemno. Zakopane smierdzialo wszystkim co da sie spalic w piecu. NIe byl to przyjemny zapach a tym bardziej nie kojarzyl sie z gorami i natura. Szedlem szybkim krokiem zeby jak najszybciej opuscic miasto i ta chmure smogu. Mialem dotrzec na wieczor do Schroniska w Dolinie PIeciu Stawow Polskichn na kurs ratownictwa lodowcowego. Stesknilem sie za Tatrami i majac caly dzien przed soba wybralem najdluzsza mozliwa droge. Przez pierwsze 2 godziny nie uswiadczylem sniegu co nie napawalo optymizemm co do warunkow wyzej. Dopiero kolo 8 rano moglem zmienic lekkie podejsciowki na buty narciaskie i zrzucic z plecow na narty.

8:43

Mgla spowijala Doline Kondratowa, ten fragment drogi znalem dobrze, zjazdz Kopy Kondrackiej byl moim pierwszym solowym skitourowym „wyczynem”, ale wtedy byla piekna pogoda i swiecilo slonce. Podejscie na przelecz bylo twarde ale udalo mi sie wejsc z foki. Po drodze spotkalem samotnego turyste idacego rownolegle do mnie okolo 50m na prawo.

  • Czy to droga na przelecz? – krzyknal do mnie przez calun mgly
  • A na jaka przelecz idziesz? – zadalem podchwytliwe pytanie.
  • Nie wiem, no na przelecz. Ide po sladach. A ty czemu idziesz tak bardzo na lewo? Sa tam slady? – dociekal.
  • Nie ma. Sam sobie zakladam slad.
  • Ah ok – odpowiedzial lekko zmieszany – To powodzenia
  • Powodzenia

Mam nadzieje ze dotarl bezpiecznie na swoja przelecz i bezpiecznie z niej wrocil. Zejscie na zla strone Kopy Kondrackije moze byc bardzo niebezpieczne, a to ze nie wiedzial nawet na jaka przelecz idzie nie napelnialo mnie optymizmem co do poziomu jego przygotowania. Ja kierowalem sie wschodnia czesc przeleczy by wejsc na gran i isc trasa letniego czerwonego szlaku w kierunku Kasprowego Wierchu. Widocznosc byla fatalna. Gdzies po prawej stronie rozciagal sie Dolina Cicha, ale jej ksztalt moglem sobie jedynie wyobrazac.

Mijane po drodze skalki obklejal malowniczy szron. Szukajac optymalnej drogi raz schodzilem na Slowacka raz na Polska strone. Pare razy zmuszony bylem odpiac narty by pokonac trudniejsze fragmenty. W tych momentach bylem malsymalnie skupiony i ostroznei stawialem kroki. Bylem zupelnie sam w miejscu ktorego nigdy wczesniej nie przechodzilem, nawet latem.

Dotarcie na Kasprowy zajelo mi w sumie 5,5 godziny co bylo niezlym czasem, szczegolnie zwazywszy na warunki. Mgla nadal byla gesta, ale zdecydowalem sie na zjazd stokiem narciarskim. Nie bylo to jakos wyjatkowo przyjemne doswiadczenie, ale jak pokazala reszta dnia, byla to jedyna okazja skorzystania z nart dla szybkiej utraty wysokosci. 30 min pozniej siedzialem juz cieplej sali Murowanca i jadlem obiad.

14:42

Czarny Staw Gasienicowy byl oczywiscie zamazniety, a na jego powierzchni prawie nie bylo sniegu. Narty szuraly miarowo. Szybko stracilem z oczu brzeg i poruszalem sie jak w bance. Wokolo nieprzenikniona biel. Pod stopami goly lod. Zerkalem co jakis czas na telefon zeby sprawdzic moja aktualna pozycje. Minela juz dluzsza chwila od ostatniego sprawdzenia kiedy po prawej stronie zamajaczyly niewyrazne zarysy skal. Widzialem brzeg. Super, teraz wystarczy wzdluz niego isc i w ten sposob jak po nitce dojde do drugiego brzegu. Przestalem patrzec na telefon i szedlem spokojnie. Droga sie dluzyla choc staw nie jest przeciez az taki wielki. Cos bylo nie tak. Wyjalem telefon i przetarlem oczy ze zdumienia. Nie ma zasiegu czy co? Kropka na mapie wskazywal ze jest na poczatku jeziora przy malej skalistej wyspie a nie na koncu tam gdzie wydawalo mi sie ze jestem. Na telefonie byla tylko pozycja nie bylo pokazanej trasy spojrzalem na zegarek ktory zapisywal moje postepy i zdebialem. Slad mojej drogi zataczal piekny luk i wskazywal ze wracam w miejsce z ktorego przyszedlem. Ale jak to sie stalo? Nie czulem zebym skrecal, szedlem prosto. Brzeg ktory ujzalem nie byl prawym a lewym. Tzn byl prawym bo szedlem w odwrotnym od zamierzonego kierunku. Wiec w ten sposob ludzie gubia sie we mgle!

Skorygowalem kurs i juz bez przeszkod dotarlem na wlasciwy brzeg, minalem zasypany sniegiem Zmarzly Staw i rozpoczalem katorznicze podejscie na Zawrat. Mijala 7 godzina mojego spaceru i mialem juz w nogach 20km. Kilkukrotnie mialem wrazenie ze widze juz upragniona przelecz i za kazdym razem okazywalo sie ze to zludzenie. Teren zmienial nachylenie i ukazywal kolejny i kolejny fragment do pokonania. Szczerze mowiac mialem juz troche dosyc, ale nie bylo wyjscia.

16:39

Zawrat płynął ponad chmurami, a mnie czekało jeszcze zejście w dolinę. Liczyłem ze uda mi się zjechać na nartach i będę w schronisku w 15 minut, jednak wizja wjechania w gęstą mgle przy zapadającym zmroku nie była koszącą. Chcąc nie chcąc kontynuowałem marsz z nartami przypiętymi do plecaka. Bylo coraz ciemniej i zaczął padać śnieg. Szedłem szlakiem niewyraźnych śladów na śniegu, sprawdzając regularnie GPS dla pewności ze podążam właściwą droga. Wkrótce widziałem tylko snop światła z czołówki i wirujące w jego blasku śnieżynki. Slady na śniegu nagle się skończyły. Bylo ciemno, mgła nie ustępowała, pada śnieg. Dochodziła osiemnasta, co oznaczało ze od 12 godzin bylem w drodze z czego do przynajmniej 10 godzin brnąłem we mgle. Bylem gdzieś w Dolinie Pieciu Stawów i własnie po raz drugi tego dnia się zgubiłem. Zmęczenie robiło swoje. Przegapiłem jakiś skręt. Zawróciłem i bacznie obserwowałem śnieg i gps aby znaleźć właściwą droga. Udało się, na szczęście daleko nie zaszedłem fałszywym tropem.

18:09

Schronisko wyglądało jak jakaś tajemnicza karczma ze świata fantasy. Bil z niej prawie magiczny blask. Wyobrażałem sobie jak ciepło i przyjemnie jest w środku. Zdjąłem plecak żeby odtroczyć narty. Był cały oblepiony szronem moje ubranie również. Tego wieczoru z trudem utrzymywałem skupienie słuchając wykładu Macka Ciesielskiego. Kilka razy prawie zasnąłem ze zmęczenia. Zawrat było mi dane zdobyć jeszcze dwa razy przez dwa kolejne dni. Za trzecim w końcu udało mi się z niego zjechać ale tylko na stronę piątki.

To byla wyrypa jakie lubie, długa mecząca i solowa. Lubie chodzić sam po gorach. Zdaje sobie doskonale sprawę z dodatkowego ryzyka jakie niesie za sobą samotna wędrówka, ale daje mi tyle przyjemności ze jestem w stanie to zaakceptować. Umiem dobrze nawigować, nawet przy słabej widoczności. Zawsze mam ze sobą mapę i kompas, choc z reguły używam GPS-a w telefonie. Na samotne przejścia zabieram tez InReach Garmin-a, ktory daje możliwość wezwania pomocy nawet jak nie ma zasięgu telefonii komórkowej. Samotne wędrówki dają mi poczucie pełnej kontroli. Nie jestem za nikogo poza sobą odpowiedzialny, idę swoim tempem, sam podejmuje decyzje. Wiem na co mnie stać. Oczywiście istnieją zagrożenia nad którymi nie ma kontroli, ale to nieodłączny element każdej aktywności górskiej. Jak w wywiadach mówi Alex Honnold współcześni ludzie uciekają od jakiegokolwiek ryzyka utraty życia, a daje ono zupełnie inne spojrzenie na codzienne problemy. To z pewnością dziwne ze czuje się spokojny gubiąc się samemu na środku zamarzniętego jeziora we mgle niż na prezentacji projektu dla 20 osób, ale pracuje nad tym żeby ten spokój z gór przenieść do życia zawodowego.